Wyobraź sobie, że każdego dnia musisz być wszędzie. Rano szykujesz dzieci do szkoły. W pracy dajesz z siebie wszystko. Po południu jedziesz do mamy lub taty – bo trzeba pomóc, zawieźć do lekarza, ugotować obiad. Wieczorem opadasz z sił, ale lista obowiązków się nie kończy. Brzmi znajomo?
Jeśli tak, być może należysz do tzw. pokolenia kanapkowego – grupy osób w wieku 40–60 lat, które opiekują się jednocześnie dziećmi i starzejącymi się rodzicami. Często – także dziadkami. Z każdej strony – ktoś ich potrzebuje. Z każdej – wypływa miłość i odpowiedzialność. Ale między tymi warstwami bywa też ogromne zmęczenie.
Choć uwaga często skupia się na opiekunkach, warto spojrzeć też na dzieci dorastające w takich rodzinach. Ich matki (rzadziej ojcowie) są obecne fizycznie, ale psychicznie często rozdarte – między troską o starszych a codziennością młodszych.
– „Mama była zmęczona zawsze” – mówi moja 28-letnia klientka Małgorzata. – „Nie pamiętam jej wypoczętej. Czułam, że nie powinnam dokładać jej problemów. Długo myślałam, że to ja muszę być „grzeczna”, często czułam się winna, samotna, niewystarczająca. Dzisiaj nie radzę sobie w dorosłym życiu.”
Dzieci pokolenia kanapkowego często szybciej dorastają. Uczą się empatii, ale też biorą na siebie odpowiedzialność ponad wiek. Wiedzą, kiedy nie prosić o uwagę, jak pocieszyć młodsze rodzeństwo, jak uspokoić babcię z demencją. Niektóre przejmują obowiązki domowe – robią zakupy, gotują obiady, organizują codzienność.
W dorosłości te dzieci nierzadko powielają ten sam wzorzec. Dają z siebie wszystko – partnerom, dzieciom, współpracownikom – nawet kosztem własnych potrzeb. Często mają trudność w mówieniu „nie”, bo przez lata uczyły się, że nie powinny sprawiać kłopotu. A przecież każde dziecko zasługuje na dom, w którym jest czas na rozmowę, przytulenie i bezpieczne bycie sobą – również wtedy, gdy mama jest zmęczona i potrzebuje wsparcia.
Wielogodzinne noszenie zakupów, dźwiganie osób starszych, ciągły brak snu – to wszystko wpływa na ciało. Opiekunki częściej skarżą się na bóle pleców, migreny, zaburzenia snu, choroby autoimmunologiczne. Niewidzialna praca ma bardzo realne skutki fizyczne i psychiczne. Gdy człowiek przez długi czas żyje w napięciu, ciało w końcu zaczyna protestować niepokojem, bezsennością, somatyzacją.
Tak było w przypadku mojej klientki Heleny, 53-letniej kobiety opiekującej się chorą matką i pomagającej córce w wychowywaniu wnuczki. Przez wiele miesięcy ignorowała swoje zmęczenie. Skupiała się tylko na innych. Aż do momentu, gdy ciało powiedziało „dość”. Zaczęła doświadczać ataków paniki, problemów z oddychaniem, uczucia ściskania w klatce piersiowej. Diagnoza: przewlekłe stany lękowe na tle przeciążenia psychicznego.
– „Budzę się z uczuciem strachu, że coś się stanie. Że nie dam rady ogarnąć wszystkiego. Że zawiodę kogoś” – mówiła Helena. Choć wcześniej nie korzystała z żadnego wsparcia psychicznego, zdecydowała się na terapię i nauczyła się rozpoznawać swoje granice. To był pierwszy krok w stronę odzyskiwania siebie.
Psychologowie coraz częściej mówią o tzw. wypaleniu opiekuńczym – stanie, w którym ciało i psychika buntują się przeciwko nieustannej gotowości. Kobiety, które nigdy nie mają „wolnego”, w końcu przestają czuć radość, tracą energię, a czasem i sens. Nie da się nieustannie dawać innym, nie dbając o własne zasoby.
Nieustanne przeciążenie obowiązkami wpływa nie tylko na zdrowie, ale i na relacje. Kobiety z pokolenia kanapkowego często doświadczają napięć w małżeństwach i związkach. Kiedy jedna strona nie ma już siły, a druga czuje się zaniedbana, zaczynają się ciche konflikty, wzajemne pretensje, oddalenie.
Tak stało się w przypadku mojej klientki Olgi. Przez wiele lat opiekowała się dwójką dzieci i sparaliżowaną matką, pracując jednocześnie na pełen etat. Jej mąż początkowo wspierał ją deklaratywnie, ale z czasem coraz bardziej oddalał się emocjonalnie i fizycznie. Pewnego dnia powiedział: „Ja tak dłużej nie mogę. Czuję się jak piąte koło u wozu” – i odszedł. Olga została sama – z dziećmi, z matką i z poczuciem porażki.
Takie sytuacje nie są odosobnione. Związki pękają pod ciężarem zbyt wielu obowiązków i braku równowagi. Gdy nie ma przestrzeni na rozmowę, bliskość i wspólne chwile, nawet silna relacja zaczyna się kruszyć. Tym bardziej potrzeba społecznego uznania i wsparcia dla opiekunek – nie tylko jako matek i córek, ale też jako partnerek, które zasługują na obecność i zrozumienie.
Coraz więcej ojców, partnerów i synów angażuje się w opiekę nad osobami starszymi i dziećmi. Widać zmiany – coraz częściej można zobaczyć mężczyzn towarzyszących rodzicom u lekarza, robiących zakupy dla dziadków, czy biorących urlopy opiekuńcze. To jednak wciąż mniejszość. Dane są jednoznaczne: kobiety wykonują ponad 75% nieodpłatnej pracy opiekuńczej.
Często opieka po prostu „dzieje się” i z automatu przypada kobiecie. Bo „zawsze tak było”. Bo „ona lepiej wie”. Bo „ona szybciej się zorientuje”. I nawet jeśli partnerzy deklarują wsparcie, w praktyce to kobieta częściej koordynuje, przypomina, dba, organizuje, nawet jeśli to ją najbardziej kosztuje. To nie musi tak wyglądać.
Potrzebujemy zmiany narracji: opieka to nie „kobiecy obowiązek”, to sprawa wspólna, rodzinna, społeczna. Potrzebujemy też nowych wzorców – mężczyzn, którzy nie tylko „pomagają” partnerkom, ale biorą współodpowiedzialność za codzienność.
Jednym z takich przykładów jest historia Marka, który w chorobie swojej teściowej zorganizował w domu system zmianowy: wraz z żoną, dorosłą córką i sąsiadką dzielili się obowiązkami tak, by każdy miał też czas dla siebie. – „To było dla mnie oczywiste. Wszyscy żyjemy w tej rodzinie, wszyscy powinniśmy się nią zajmować” – mówił.
Takie postawy mają ogromną moc. Pokazują, że troska nie odbiera siły, wręcz przeciwnie, buduje bliskość i prawdziwe partnerstwo. A zmiana zaczyna się właśnie tam – gdzie jeden mężczyzna postanowi stanąć ramię w ramię, a nie krok za plecami kobiety.
Setki tysięcy kobiet wyjechało z Polski do pracy. Nie zerwały więzi. Wręcz przeciwnie – stały się zdalnymi opiekunkami: organizującymi leki, pomoc sąsiedzką, finanse, leczenie, rozmowy. Każdego dnia próbują pomóc z odległości 2 000 kilometrów. Towarzyszy im poczucie winy, że nie są na miejscu, że nie mogą przytulić, nie widzą wszystkiego.
To opieka w nowym wymiarze przez telefon, komunikatory, przelewy, zdalne planowanie wizyt lekarskich. Często zorganizowana jak drugie etatowe zajęcie. Ale mimo wysiłków i poświęcenia, te kobiety bywają postrzegane jako „nieobecne” lub wręcz „egocentryczne” przez tych, którzy zostali na miejscu. Ich emocjonalne obciążenie nie różni się od tego, którego doświadczają kobiety obecne fizycznie z tą różnicą, że nie mogą zareagować natychmiast, pobiec z pomocą, być obok.
Wielu z nich towarzyszy też dylemat moralny: zapewnić rodzinie środki do życia czy być blisko w najważniejszych chwilach? Każda decyzja ma swoją cenę i żadna nie jest prosta.
– „Moja mama miała wypadek, kiedy byłam w Anglii. Wszystko załatwiałam zdalnie – karetkę, sąsiadkę, szpital, papiery. Płakałam do poduszki, ale musiałam wstać i iść do pracy. Bo jeśli ja nie zarobię, nie będzie za co kupić jej leków” – opowiada 44-letnia Renata, która od dziesięciu lat pracuje w opiece w Londynie, wspierając finansowo swoją rodzinę w Polsce.
To część nowoczesnej rzeczywistości kobiet z pokolenia kanapkowego. Opiekują się, choć fizycznie są daleko. Ale emocjonalnie i logistycznie są na miejscu każdego dnia. Cena, jaką za to płacą, to samotność, bezsenność i poczucie, że „i tu, i tam” są nie dość dobre.
W Polsce żyje ponad 3 miliony osób z orzeczoną niepełnosprawnością. Wielu z nich wymaga stałej opieki, nie przez kilka miesięcy czy lat, ale przez całe życie. I to kobiety: matki, siostry i żony stają się ich opiekunkami. Często bez żadnego przygotowania, bez wsparcia instytucji, bez szans na stabilną pracę i bez prawa do godnej emerytury.
Ich dni wypełnione są rutyną: podnoszenie, przewijanie, karmienie, rehabilitacja, leki, organizacja wizyt, transport. Do tego nieustanna czujność, by nie przeoczyć momentu, gdy stan zdrowia bliskiego może się pogorszyć. Ta opieka nie kończy się po ośmiu godzinach. Trwa nocą, w myślach, w planach na jutro, które zawsze są podporządkowane potrzebom innych.
– „Mam 62 lata i opiekuję się moim 35-letnim synem z porażeniem mózgowym oraz moją 87-letnią mamą po udarze. Nie mogę się pochorować. Nie mogę wyjechać. Żyję w funkcji ich potrzeb” – powiedziała na jednym ze spotkań dla kobiet Barbara.
Barbara nie była na wakacjach od ponad 20 lat. Nigdy nie miała nawet tygodnia przerwy od obowiązków. Opieka wytchnieniowa nie istnieje w jej gminie. Nikt nie przyszedł zapytać, czy daje radę, czy czegoś potrzebuje. ZUS odmówił świadczenia, ponieważ „sytuacja nie kwalifikuje się do programu pomocowego”. A przecież to praca jest całodobowa, odpowiedzialna, wymagająca ogromnej siły fizycznej i psychicznej.
Coraz więcej badań pokazuje, że opiekunki osób z niepełnosprawnościami są narażone na chroniczny stres, depresję i stany lękowe. Chorują w ciszy, zbyt zmęczone, by szukać pomocy, zbyt przytłoczone, by zawalczyć o siebie. W Polsce brakuje realnego wsparcia systemowego: dziennych ośrodków pobytu, funduszy na rehabilitację, konsultacji psychologicznych czy praw do wcześniejszej emerytury.
A przecież te kobiety nie proszą o luksus. One marzą o jednym wolnym weekendzie. O spokojnym śnie. O telefonie z pytaniem: „Czy wszystko u pani dobrze?”. To naprawdę niewiele, a może zmienić wszystko.
W pracy z kobietami z pokolenia kanapkowego najczęściej słyszę jedno słowo: samotność. Nie wszystkie moje klientki mają rodzinę, która dzieli się obowiązkami. Niektóre są rozwiedzione, inne nigdy nie miały partnera. Część z nich już sama się starzeje, a mimo to nadal opiekuje się starszym pokoleniem, często w poczuciu zupełnej izolacji.
Jedna z moich klientek, Teresa (58 lat), opowiadała mi podczas spotkania:
– „Nie mam do kogo zadzwonić, gdy pęknie rura albo mama ma atak. Znajomi mają swoje życie. A ja? Ja mam listę obowiązków na każdą godzinę dnia. Czasem mam wrażenie, że znikam, nie jako córka czy kobieta, tylko jako człowiek.”
Takich historii słyszałam dziesiątki. Kobiety, które przez lata wszystko ogarniały, dziś mają poczucie, że nie mają już na nic siły, ani na pielęgnowanie relacji, ani na odpoczynek, ani na to, by poprosić o pomoc. Samotność opiekunek to nie tylko brak wsparcia fizycznego. To często też brak rozmowy, zrozumienia, prostego: „Widzę cię. Jesteś ważna.”
Zdarza się, że nawet ci, którzy są „obok” na przykład dorosłe dzieci czy dalsza rodzina, nie dostrzegają, jak ogromny ciężar niesie jedna osoba. A opiekunki nie mówią tego głośno. Bo wstydzą się, że sobie nie radzą. Bo przez lata słyszały, że „kobieta daje radę”. Biorą więc na siebie kolejne zadania opiekują się również wnukami.
Ale każda z nich powinna móc powiedzieć: „Jestem zmęczona. Potrzebuję pomocy.” I nie usłyszeć w odpowiedzi: „No tak, ale inni mają gorzej”.
PROPOZYCJE WSPARCIA OPIEKUNÓW OSÓB STARSZYCH
Obszar wsparcia | Działanie |
W domu | Dzielmy się obowiązkami i to nie tylko tymi widocznymi, jak gotowanie, pranie czy sprzątanie. Często to właśnie tzw. praca mentalna, taka jak planowanie badań lekarskich, przypominanie o terminach, organizacja wizyt, zamawianie leków czy pilnowanie urodzin babci, zajmuje najwięcej energii i czasu. To ogromny ciężar, który często spoczywa tylko na jednej osobie. Dlatego partnerzy, dorosłe dzieci i rodzeństwo powinni włączyć się aktywnie w organizację codzienności. Rozmowa o podziale tych obowiązków to pierwszy krok do ulgi i zbudowania wspólnego wsparcia. Nie zakładajmy, że „ona i tak to zrobi”, bo to może oznaczać, że jedna osoba będzie niosła ciężar całej rodziny. |
W pracy | Elastyczność to już nie luksus, a konieczność. Pracodawcy powinni tworzyć warunki, które umożliwią pogodzenie życia zawodowego z opieką. Elastyczne godziny pracy, możliwość pracy zdalnej, a także specjalne dni opiekuńcze to rozwiązania, które pomagają utrzymać równowagę. Równie ważne jest budowanie kultury zrozumienia i wsparcia, gdzie pracownicy mogą otwarcie mówić o swoich potrzebach bez obawy o ocenę, czy utratę pozycji zawodowej. Wsparcie psychologiczne, warsztaty zarządzania stresem czy programy dedykowane opiekunom powinny stać się standardem, a nie wyjątkiem. |
W systemie | Czas wprowadzić realne zmiany systemowe. Lata poświęcone opiece powinny być wliczane do okresów emerytalnych tak, by kobiety nie były karane niższymi świadczeniami za to, że przez dekady opiekowały się bliskimi. Potrzebujemy więcej instytucji wsparcia dziennych domów opieki, opieki wytchnieniowej, dostępnych i przystępnych cenowo. Niezbędne jest także rozwijanie sieci wsparcia zarówno w zakresie pomocy praktycznej, jak i psychologicznej. Wreszcie, potrzebne są rzetelne dane i badania pokazujące skalę zjawiska, by lepiej planować politykę społeczną i zdrowotną. |
W społeczeństwie | Musimy zmienić język, którym mówimy o opiece i poświęceniu. Zamiast gloryfikować „matkę Polkę” mówmy o „opiekunce”, która również potrzebuje odpoczynku, wsparcia i szacunku. Przestańmy chwalić poświęcenie jako cnotę bezwarunkową, a zacznijmy mówić o równowadze i dbaniu o siebie. To klucz do zdrowych rodzin i stabilnych społeczności. Edukacja społeczna, kampanie uświadamiające i media mają tu ogromną rolę – musimy pokazywać realne życie, z jego trudami i potrzebami, nie tylko idealizowane obrazy. |
Za każdym statystycznym faktem kryją się ludzkie losy, pełne zmagań, miłości, ale i bólu. Poznajmy trzy kobiety, które reprezentują pokolenie kanapkowe. Ich historie pokazują, jak wygląda prawdziwe życie opiekunek.
PRZYKŁAD 1
Jolanta, 45 lat
Jolanta to kobieta, która każdego dnia stawia czoła trudnym wyzwaniom. Opiekuje się trójką dzieci, z których jedno jest niepełnosprawne. Do tego jej mama zmaga się z chorobą Alzheimera. Jolanta pracuje zdalnie, co pozwala jej łączyć obowiązki zawodowe z opieką, ale także sprawia, że jej dzień nigdy się nie kończy.
– „Wiem, że jestem potrzebna. Ale czy ktoś widzi, że ja też jestem człowiekiem?” – pyta z goryczą. Brak czasu dla siebie, ciągłe poczucie winy, że mogłaby zrobić więcej to jej codzienność. Jolanta rezygnuje z własnych marzeń i planów, by nie zawieść najbliższych.
PRZYKŁAD 2
Krystyna, 59 lat
Krystyna to wdowa, która samotnie opiekuje się wnuczką i niepełnosprawnym bratem. Brakuje jej wsparcia ze strony systemu i bliskich. – „Nie mam żadnych przywilejów. Dla urzędu jestem nikim. A ja codziennie robię to, co powinno robić państwo” – mówi z goryczą. Jej dzień to nieustanna walka z biurokracją, brakiem środków i samotnością. Krystyna marzy o choćby kilku godzinach wolnego, które mogłaby poświęcić na odpoczynek lub wizytę u lekarza.
PRZYKŁAD 3
Natalia, 42 lata
Natalia nie ma dzieci, ale jej obowiązki wobec rodziny są ogromne. Opiekuje się ojcem, jego bratem oraz babcią. Mimo ogromnego zmęczenia i przeciążenia często słyszy:
– „Przesadzasz.”
To słowo boli ją najbardziej. – „To jakby powiedzieć, że moja walka nie jest prawdziwa, że moje poświęcenie nie ma znaczenia” – wyznaje Natalia. Czuje, że jej głos jest ignorowany, a potrzeby nieważne.
Pokolenie kanapkowe nie może zostać pozostawione samemu sobie. Kobiety, które każdego dnia godzą pracę zawodową, opiekę nad dziećmi oraz troskę o starszych członków rodziny, nie proszą o medale ani o pochwały. One proszą o coś znacznie ważniejszego – o uznanie , realne wsparcie i równe szansena godne życie.
Czas przestać wzruszać się ich historiami tylko na moment i zamienić to wzruszenie w konkretne działania. Bo choć miłość i oddanie są niesamowitym motorem, sama miłość nie wystarczy, by unieść ciężar, jaki niesie pokolenie kanapkowe. Potrzebujemy systemowych rozwiązań, które odciążą opiekunki i pozwolą im żyć pełnią życia z równowagą i godnością.
Potrzebna jest solidarność nie tylko w rodzinach, ale także w miejscach pracy, w instytucjach publicznych, w całym społeczeństwie. Potrzebna jest zmiana kultury, która od lat gloryfikuje poświęcenie kobiet, często za cenę ich zdrowia i szczęścia. Zamiast tego musimy promować współodpowiedzialnośćza dom, za rodzinę, za opiekę.
Gdy wspieramy opiekunki, wspieramy nie tylko konkretne osoby. Wspieramy zdrowie naszych rodzin, stabilność społeczną i przyszłość całych pokoleń. Bo pokolenie kanapkowe to nasza wspólna sprawa i to, jak się nim zajmiemy dziś, zadecyduje o jakości życia jutra.
Zacznijmy od małych kroków tj.:
rozmów,
dzielenia się obowiązkami,
wprowadzania elastycznych rozwiązań w pracy,
tworzenia lokalnych sieci wsparcia i naciskania na zmiany systemowe.
Bo wspólny wysiłekto klucz do sukcesu.
Coach, mentor i certyfikowany trener STRUCTOGRAM® Polska. W biznesie uczy komunikacji w sprzedaży oraz przywództwie, wykorzystując innowacyjną metodę opartą na wiedzy o mózgu. Wykorzystuje zdobytą wiedzę w prowadzeniu własnych biznesów, a także w sprzedaży bezpośredniej i MLM, dodatkowo wspiera tych, którzy pragną więcej sprzedawać i rekrutować do swoich zespołów.
Wiedza i Praktyka Sp. z o.o.
ul. Łotewska 9a
03-918 Warszawa